Jeden, dwa...to wszystko mało!

Jeden, dwa...to wszystko mało!

MTS Sokołów – Czekanów (4:0) 10:1

bramki: Marek Leśko x3, Eryk Rozbicki x2, Patryk Błoński, Robert Księżak, Bartłomiej Mróz, Ignacy Rozbicki, Kamil Wierzbicki.

Skład: Marcin Brzezik, Łukasz Czarnocki, Tomasz Dobrzyński, Łukasz Kołodziejczuk, Robert Księżak (cap), Marek Leśko, Krzysztof Mielańczuk, Bartosz Mróz, Mariusz Murasicki, Eryk Rozbicki, Ignacy Rozbicki, Paweł Skibniewski (br), Kamil Wierzbicki.

W ten weekend aura dopisała!

Idealne warunki do gry w piłkę, tylko grać :)

Do meczu przystępowaliśmy w roli faworyta, nie ukrywaliśmy, że interesuje nas wysokie zwycięstwo. Często jednak się zdarza, że mecze przegrywa się lub wygrywa przed wyjściem na płytę boiska.

Po kolei jednak. Mecz zaczął się z 10 minutowym poślizgiem, gdyż sędzia (jak zwykle) spóźnił się ciutke, spóźnienia do tej pory były domeną Skibka, ma jednak dobrego kontynuatora „tradycji” ;)

Mecz rozpoczął się od naszej dominacji, bramka jednak padłą dopiero po 10-12 minutach gry... z połowy boiska! Łysy przejął piłkę na linii środkowej i będąc przy linii bocznej chciał wrzucić na dłuższy słupek do czającego się Zwierza, wyszło ciut inaczej niż zamierzał, piłka wpadła za kołnierz bramkarzowi. Zwierz, jeden z najlepszych strzelców MTSu w historii, dopiero drugi raz pojawił się na meczu ligowym w tym sezonie. Zwierzaczku – liczymy na lepszą frekwencję! Druga bramka do barcelońska tiki-taka, czego efektem było wyłożenie piłki przez Młodego Mrozikowi, który z 7 metrów zazwyczaj się nie myli (pomyłki sprzed dwóch tygodni temu z BTSem już mu wypominać nie będziemy;) ). Trzecia bramka, po rzucie karnym przyznanym za zagranie ręka. Strzelcem Koza, który powoli, bardzo powoli (no Milikiem z jego zdolnościami regeneracji to on nie jest;) ) wraca po kontuzji kolana, jakiej nabawił się we wrześniu. Czwartą bramkę dołożył młody Rozbicki – Eryk (tatuś nie chciał być gorszy i też ukąsił przeciwnika w drugiej połowie;) ).

Do przerwy 4:0 i na drugą połowę wychodziliśmy w wesołych nastrojach, pytanie czy te nastroje były spowodowane wynikiem meczu, czy może urodzinowym „kompocikiem” Łysego? Pewnie już nigdy się nie dowiemy...

Grając na luzie i co raz atakując systematycznie podwyższaliśmy prowadzenie, Eryk dołożył drugą bramkę, (wspomniany już tatuś) Igor nie chciał być gorszy od swojego pierworodnego, Kucharz, Wierzba, a działa zniszczenia dokończył Łysy, dwukrotnie pokonując bramkarza drużyny gości w ostatnich minutach meczu.

Żeby nie było aż tak słodko, nie wszystko wyglądało jak trzeba. Głupie zabawy i starty w obonie, czego konsekwencją była strata bramki, a że tylko jedną straciliśmy to wielka zasługa Skibka, wbili by nam 3 czy 4, nie mielibyśmy prawa zarzucać czegoś bramkarzowi.

Kibicujcie Nam w następnych meczach!!!

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości