Prosto, łatwo i przyjemnie....miało być.
MTS Sokołów – Patrykozy (0:0) 4:1
bramki dla MTS: Łukasz Kołodziejczuk, Robert Księżak, Krzysztof Mielańczuk, Bartłomiej Mróz.
bramka dal Patrykoz: Przemysław Gilewski.
Nasz skład:
Patryk Błoński, Marcin Brzezik, Łukasz Czarnocki, Łukasz Kołodziejczuk, Robert Księżak(capt.), Marek Leśko, Krzysztof Mielańczuk, Bartłomiej Mróz, Mariusz Murasicki, Ignacy Rozbicki, Kamil Rzemyk, Paweł Skibniewski(br.), Kamil Wierzbicki.
Do meczów, które mają być łatwe, lekkie i wygrane wysoko podchodzi się różnie, zależy to od charakteru, wewnętrznej mobilizacji czy jeszcze kilku innych czynników. Takie mecze niby „łatwe” mogą skończyć się tragicznie dla „pewniaków” najlepszy przykład ostatnich tygodni to rewanżowy mecz LM – AS Roma - FC Barcelona. Jednak po kolei.
Z racji pogody - duszno i parno – obie ekipy rozpoczęły zmagania w spokojnym tempie, bez hura-ataków, które odbiły by się czkawką proporcjonalnie do przebiegnięty kilometrów.
Kibice zgromadzeni wokół boiska SLO, w pierwszej połowie nie zobaczyli wielkiego piłkarskiego widowiska. Obie drużyny nie stworzyły sobie klarownych 100% okazji. Zwierz obił słupek drużyny gości i tyle warto z pierwszej połowy zapamiętać.
Poważnie myśleliśmy o zdobyciu 3pkt, które same do nas przyjść jednak nie chciały. Trzeba się było wziąć do roboty, ostro do roboty. Rzecz w tym, że nie ruszyliśmy na przeciwnika z większym animuszem, spokojnie rozgrywaliśmy piłkę. W 5 minucie drugiej połowy Łysy wypatrzył nie krytego Zwierza, zagrał prostopadłą piłkę, Zwierz z prawego kopyta w lewy róg bramki i w końcu mamy to, prowadzimy 1:0. Lecz zamiast dobić przeciwnika, pozwoliliśmy drużynie Patrykoz na rozgrywanie. Strzał z prawego skrzydła odbity od słupka powinien podziałać na nas ostrzegawczo...niestety. Rzut rożny, zgubione krycie i Przemek Gilewski wyrównuje wynik meczu.
Było to dla nas jak kubeł zimnej wody, w końcu wzięliśmy się do grania, szkoda tylko, że wcześniej musieliśmy stracić bramkę.
Co i rusz atakowaliśmy prawym, lewym skrzydłem, środkiem. Lecz na drodze stawał nam albo bardzo dobrze dysponowany tego dnia bramkarz (dodatkowo zmotywowany przez kolegów z drużyny przed meczem) albo kulała skuteczność. Jak choćby strzał Kozy w poprzeczkę „na pustaka”, Patryk popraw mnie – do bramki było 1 czy 1,5 metra? ;]
Gdy sędzie dał znać, że do końca meczy pozostały 3 minuty jak za dotknięciem magicznej różdżki rozwiązał się worek z bramkami. Najpierw wysoka wrzutka Kucharza, Zwierz schyla głowę i piłka mija zaskoczonego bramkarza, w końcu 2:1! 30-40 sekund później Kołodziej przejmuje na linii pola karnego piłkę rozgrywaną między bramkarzem i dwom obrońcami i bezlitośnie umieszcza ją w bramce. Kolejna minuta, kolejna bramka, Kołodziej wystawia piłkę Mrozikowi, ten zwodem gubi obrońcę i z 10 metrów zdejmuje pajęczynę z prawego okienka bramki.
W wielkich mękach, z wywieszonymi na brodzie językami – wygrywamy.
Skuteczność szwankowała jest czas na jej poprawienie, bo choć liga gra i 1 i 3 maja, my następny mecz gramy dopiero za tydzień.
Wykorzystamy ten czas, nie tylko na grilla, kiełbaskę i bro;]
Komentarze